16.04.2005 :: 14:32
piszę tą notkę z twardym postanowieniem, że bedzie inna niż poprzednie... pewnie mi się nie uda... siedzę przed kompem i dochodzę do wniosku, że TE buty nie są takie niewygodne... myślę o czwartku, który zapowiada sie fascynująco. ale czuję też dziwny niepokój, który lekko mówiąc totalnie olewam. znudziłam kolejną osobę swoimi tekstami. no cóż, zdarza się. przepraszam wszystki osoby zamęczone, męczone i te które jeszcze będę męczyć. mylicie się, jeśli sądzicie, że mam smętną minę, słucham jakiejś smętnej muzyki i się smęcę. otóż nie. słucham drącego się faceta, łupiącą perkusję i walenie w gitary. uśmiecham się do siebie nazbyt przytomnie. zimno i kpiąco. mam wszystko w dupie. będę miała TE kolczyki. to nic, że Go zawiodę. to nic, że siebie też zawiodę. mam wszystko gdzieś. to, że prawdopodobnie mam jedno zadanie źle i jedno nie zrobione też mam w dupie. i, że rodzice nie zgodzili sie jeszcze żebym poszła na TEN koncert. i brak odpowiedzi czy mogę pojechać 13 i 14. sram na to. bunt? jak to cholernie głupio i szczeniacko brzmi. obrzydliwie, prawda? i jak dumnie! to nic wielkiego i ludzie, którzy uważają, że są oh ah i w ogóle, bo są jacy są, są śmieszni.