piszę tą notkę z twardym postanowieniem, że bedzie inna niż poprzednie... pewnie mi się nie uda...
siedzę przed kompem i dochodzę do wniosku, że TE buty nie są takie niewygodne...
myślę o czwartku, który zapowiada sie fascynująco. ale czuję też dziwny niepokój, który lekko mówiąc totalnie olewam.
znudziłam kolejną osobę swoimi tekstami. no cóż, zdarza się. przepraszam wszystki osoby zamęczone, męczone i te które jeszcze będę męczyć.
mylicie się, jeśli sądzicie, że mam smętną minę, słucham jakiejś smętnej muzyki i się smęcę.
otóż nie.
słucham drącego się faceta, łupiącą perkusję i walenie w gitary.
uśmiecham się do siebie nazbyt przytomnie. zimno i kpiąco. mam wszystko w dupie.
będę miała TE kolczyki.
to nic, że Go zawiodę.
to nic, że siebie też zawiodę.
mam wszystko gdzieś.
to, że prawdopodobnie mam jedno zadanie źle i jedno nie zrobione też mam w dupie.
i, że rodzice nie zgodzili sie jeszcze żebym poszła na TEN koncert. i brak odpowiedzi czy mogę pojechać 13 i 14.
sram na to.
bunt?
jak to cholernie głupio i szczeniacko brzmi. obrzydliwie, prawda?
i jak dumnie!
to nic wielkiego i ludzie, którzy uważają, że są oh ah i w ogóle, bo są jacy są, są śmieszni. |